N A S Z   P A R T N E R

"Przez Radom jeżdżę jak przez własne mieszkanie!" - wywiad ze Zbigniewem Wodeckim

31.08.2013
|
Zaakceptuj marketing-cookies, aby oglądać filmy.
"Przez Radom jeżdżę jak przez własne mieszkanie!" - wywiad ze Zbigniewem Wodeckim

Nikt nie opowiada muzyką tak jak on... Jest multiinstrumentalistą, kompozytorem, wokalistą. Swoimi piosenkami wychował wiele pokoleń Polaków, a poczuciem humoru okrasza każde spotkanie. Ze Zbigniewem Wodeckim - człowiekiem orkiestrą - spotkaliśmy się 11 sierpnia na Żeromskiego w Radomiu tuż przed koncertem.

Karolina Mroczek.: Łatwiej jest rozmawiać po koncercie... Wtedy można zapytać, jak się bawiła publiczność i jakie są wrażenia.

Zbigniew Wodecki: O to akurat trzeba pytać publiczności. Ja po koncercie mam wrażenia zawsze takie same - chcę jak najszybciej dojechać do domu.

K.M.: Za chwilę wystąpi Pan przed licznie zgromadzoną radomską publicznością. Czy po tylu latach na estradzie jest jeszcze trema?

Z.W. : Zawsze. Trema jest zawsze. Jak człowiek ma trochę rozumu w głowie to nie może nie mieć tremy. Na scenie różne rzeczy mogą się wydarzyć. A jeśli chodzi o mnie, tremę mam wrodzoną. Od szkoły podstawowej byliśmy zawsze zmuszani, jako małe dzieci, do egzaminów i przesłuchań. To był zawsze taki strach, który przeniósł się na lata. W dodatku gram na instrumencie, który jest najtrudniejszy repertuarowo. Śpiewanie to nic specjalnego, grać na instrumencie to jest wyczyn!

K.M.: A ulubiona piosenka z Pana repertuaru?

Z. W.: Nie można tak powiedzieć... Każda ma swoją historię. Parę dostało nagrody, więc je lubię. Parę śpiewałem w teatrze, były robione na zamówienie. I to są te piosenki, które mają swoją historię. Każdą piosenkę traktuje się jako część składową całości - dajmy na to --godzinnego recitalu. Układa się go tak, żeby każdemu słuchającemu coś dać. Powiem tak: "Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek".

K. M. : A czego słucha Zbigniew Wodecki w wolnych chwilach albo jadąc samochodem?

Z.W.: Słucham, jak się politycy kłócą... Tak, bardzo lubię słuchać, jak oni się kłócą! (śmiech) A muzyki lubię słuchać w spokoju, w ciszy. Lubię muzykę klimatyczną, bigbandową ze starych czasów, kiedy ludzie grali. Kiedyś było mniej instrumentów elektrycznych i tych wszystkich efektów, które są fantastyczne i świetnie brzmią, ale to dają maszyny. Ja lubię słuchać tego, co robili ludzie nawet już przed stu laty. Tworzyli to, co jest podwaliną prawdziwej muzyki.

K.M.: "Wszyscy Maję znają i kochają", a Zbigniew Wodecki? Bo bywało różnie z tą niesforną pszczółką

Z.W: Oczywiście, że lubię. Był taki okres, kiedy troszeczkę tupałem nóżkami, jak musiałem ją śpiewać. To już mi przeszło, wyrosłem z tego. To jest piosenka, która pomogła mi się utrzymać na powierzchni mętnej wody show-biznesu. Jest wdzięczna i kojarzy się z fajnymi czasami dzieciństwa bardzo wielu - orosłych już - ludzi.

K.M.: To prawda. Ma Pan liczną, wielopokoleniową publiczność. Jak to się robi?

Z.W: Tak jakoś udało mi się zrobić, że rzeczywiście mam parę pokoleń. Nie wiem, na czym to polega. Może właśnie, dzięki tej "Pszczółce Mai", bo wielu wychowało się na niej. Ale też inne piosenki odgrywają swoje role. Ja już tyle lat śpiewam... będzie czterdzieści. A ludzie lubią słuchać piosenek, przy których się wychowywali, bo cofają się w czasie. Zwyczajnie czują się trochę młodsi. Jak je śpiewają to przypominają sobie, jak się poznawali, jak tańczyli gdzieś razem na weselu... Tak to jest.

K.M: W Radomiu bywał Pan wielokrotnie. Koncertował chociażby w latach 80., czy 90. Jakie ma Pan wspomnienia związane z naszym miastem?

Z.W.: Nie mogę sobie teraz przypomnieć nic specyficznego, ale pełno jest wspomnień z Radomiem. Byłem tu już wiele razy. Nie tylko koncertowałem jak dziś, grałem też kolędy i różne oratoria w kościołach. W Radomiu bardzo dużo się działo i często brałem w tym udział. Poza tym można powiedzieć, że przez Radom jeżdżę jak przez własne mieszkanie.

K.M.: Życie artysty to życie w ciągłej podróży, na walizkach. Czy wyobraża Pan sobie siebie wykonującego inny zawód?

Z.W.: Chyba nie... To jest jedyna rzecz, której tak naprawdę się uczyłem. Byłem tresowany od dziecka na muzyka. Spędziłem masę czasu w orkiestrach, zespołach. Grałem przecież i w Piwnicy pod Baranami i - jak big bit się rodził u nas - w zespole Czarne Perły, następnie z panią Ewą Demarczyk, z Markiem Grechutą i Anawą,. Muszę wspomnieć też o Orkiestrze Polskiego Radia i Telewizji, czy Orkiestrze Kameralnej. Bez przerwy jestem w muzyce i nie wyobrażam sobie innej roboty dla siebie. To tak jak malarz nie może przestać malować, bo straciłby sens życia.

K.M.: Wielu znalazło go też dzięki Pana muzyce. Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Z.W.: Dziękuję. Wszystkiego dobrego!

Ze Zbigniewem Wodeckim rozmawiała Karolina Mroczek.

Przypominamy galerię zdjęć z sierpniowego koncertu na Żeromskiego!