MISTRZ-owski wieczór w Heliosie w Radomiu!

Kolejna odsłona Kina Konesera za nami. Tym razem mieliśmy okazję obejrzeć dzieło Paula Thomasa Andersona pt.: "Mistrz." Kto zna tego twórcę choćby z filmu "Magnolia" ten wie, czego można się spodziewać. A po ostatnim seansie wie też, jak mało wie...
Szalony weteran - królik doświadczalny
Freddy (Joaquin Phoenix) wraca do domu po zakończeniu wojny na Pacyfiku. Już wcześniej był niestabilny emocjonalnie, a kiedy dodatkowo zapada na syndrom powojenny, nie jest w stanie odnaleźć się w życiu. Przez impulsywność i alkohol traci kolejne prace i stacza się coraz niżej. Punktem zwrotnym jest dla niego rejs na gapę, podczas którego spotyka tytułowego Mistrza (Philip Seymour Hoffman). Filozof, mistyk, psycholog, samozwańczy zbawca ludzkości, stawia sobie za punkt honoru wyleczenie weterana, który zgadza się zostać jego królikiem doświadczalnym. Zetknięcie dwóch tak wyrazistych osobowości musi być szalenie [tak, to odpowiednie słowo!] interesujące. I niewątpliwie jest.
Mistrz - geniusz czy oszust?
Guru jest otoczony przez rodzinę i pierwszych wyznawców. Wydał książkę o nowej metodzie uzdrawiania ciała i umysłu, teraz zaś jeździ po USA propagując swoje nauki. Dla reżysera to okazja do przedstawienia panoramy powojennej Ameryki. Kraj pięknych i bogatych zamieszkują ludzie totalnie pogubieni, niepewni jutra, dotknięci traumą wojny. Mistrz trafił na idealny moment do tworzenia sekty, choć on woli nazywać to szkołą medyczną. Rodzi się pytanie - czy on naprawdę wierzy w to, co głosi, czy jest tylko hochsztaplerem? Wierzy, choć nie umie racjonalnie odpierać zarzutów przeciwników. Jego rodzina jest dysfunkcyjna: zaborcza żona o dość dziwnych gustach seksualnych, syn - sceptyk, przygłupi zięć i swobodna obyczajowo córka. Sam nie wiem, czy szalony Freddie jest w tym towarzystwie najbardziej niepoczytalny. Z drugiej strony ci ludzie chcą dobra swoich pacjentów, są szczerze zatroskani stanem weterana-alkoholika. Kontrasty są zdecydowanie najmocniejszą stroną tego obrazu.
Historia czy teraźniejszość?
Akcja rozgrywa się na początku lat 50., jednak nawiązania do współczesności są aż nadto widoczne. Sam reżyser przyznaje, że pierwowzorem postaci Mistrza był założyciel sekty scjentologów. W filmie na szczęście nie pojawia się Tom Cruise, za to Joaquin Phoenix genialnie (żeby nie rzec: po mistrzowsku) odgrywa człowieka chorego psychicznie. Szczególnie zapada w pamięć charakterystyczna mimika, skrzywienie twarzy i sposób mówienia. Z kolei Hoffman ma przyjazne, dobre oczy. Dobór aktorów, nie tylko tych z pierwszego planu, dowodzi spoistości wizji reżysera, który jest także autorem scenariusza. Akcja zaskakuje tym, że wraz z upływem czasu zwalnia, jest wyraźnie skupiona na decydującym momencie w środku fabuły, którym jest... Wypada zakończyć niedopowiedzeniem, bo Mistrz to film nie dający zasnąć, rodzący coraz to nowe pytania o sens istnienia, celowość naszych działań. Każdy służy jakiemuś mistrzowi. Czy jesteśmy zatem wolni bardziej niż Amerykanie z połowy ubiegłego wieku?
Zmiana klimatu? Tak, na skandynawski.
Już za dwa tygodnie kolejny film w cyklu Kino Konesera. Znów obraz skłaniający do myślenia, zaangażowany społecznie i obyczajowo. Tym razem Koneserzy będą mogli zobaczyć duński dramat pt. Polowanie w reżyserii Thomasa Vinterberga, nagrodzony Złotą Palmą w Cannes. Zapraszam do obejrzenia zwiastuna i oczywiście do Kina Konesera.
Michał Kozieł