N A S Z   P A R T N E R

Dziś w Heliosie udowodniono: "W sypialni" się nie śpi

27.12.2012
|
Zaakceptuj marketing-cookies, aby oglądać filmy.

Cykl Kino Konesera rozkręca się na dobre. Po komedii "Whisky dla aniołów" organizatorzy postanowili radykalnie zmienić klimat i zaserwowali kinomanom polski dramat pt. "W sypialni". O dziwo, statystyczna średnia wieku na sali była niższa od obserwowanej przy pierwszej odsłonie cyklu. To znak, że wśród radomian nie brak ludzi wrażliwych i myślących.

Tańszy nie znaczy gorszy!

Film Tomasza Wasilewskiego to niewątpliwie kino niszowe. Na ekranie pojawia się czworo aktorów, z których dwoje (Agata Buzek i Mirosław Zbrojewicz) występuje epizodycznie. Minimalizm nakładów finansowych połączony z maksymalnie indywidualnym podejściem reżysera do aktorów daje wspaniały i głęboki efekt dramatyczny. Twórca skupia się na życiu wewnętrznym bohaterów.

Zabawa w "małego anestezjologa" z dramatem w tle

Ewa, przedstawiająca się jako Edyta (w tej roli znakomita Katarzyna Herman), ucieka od męża i syna. Dlaczego? Tego widz się nie dowie, motywy działania głównej bohaterki pozostają jej tajemnicą. Kobieta umawia się przez internet z przypadkowymi mężczyznami, których następnie usypia i okrada. W końcu poznaje młodszego od siebie fotografa Patryka (Tomasz Tyndyk). Swobodna wymiana refleksji na temat sensu życia, miłości czy prawdy zmienia bohaterkę. Ewa postanawia odmienić swoje życie i... No właśnie: i. Obraz kończy się enigmatycznie i niejednoznacznie. Dawno nie słyszałem w kinie takiej ciszy w momencie, kiedy zapalają się światła po seansie. Mocna rzecz.

I co dalej?

Dalej? Jeszcze ciekawiej. Już za dwa tygodnie amerykański komediodramat "Siostra twojej siostry", bardzo chwalony za oceanem w prasie kinowej. Radomski Helios z powodzeniem miesza gatunki i kultury filmowe z całego świata. Wymagający widz znajdzie w cyklu Kino Konesera coś właśnie dla siebie. W sypialni można spać, ale są też jej inne, równie ciekawe, zastosowania. W kinie można zobaczyć superprodukcję, której po dziesięciu minutach po wyjściu z seansu się nie pamięta. Mozna też - na szczęście - przeżyć kilkadziesiąt minut ciekawiej, wartościowiej. Włączenie estetyki i myślenia przy odbiorze - polecam

Michał Kozieł